Close

Schizol publicznie – dlaczego zabieram psa na targi?

Schizol publicznie – dlaczego zabieram psa na targi?

Dziś ja & Oreo wpadliśmy na poznańską edycję Łapa Targu. Wiecie: pieseczki, psie piękne akcesoria, wihajstry i duperelki, mnóstwo psiolubnych osób i okazja do pogaduszek. Słowem: RAJ.

Czy mój pies nadaje się na takie spędy? ABSOLUTNIE NIE.

Czemu więc zabrałam na Łapę psa, skoro #MożnaZPsem #AleNieTrzeba? Już tłumaczę.

No dobrze, może przesadziłam z tym, że Oreo absolutnie nie nadaje się, by wyjść do ludzi, ale jeśli wyobrazicie sobie pieska, którego bez problemu i na totalnym luzie można zabrać w różne publiczne miejsca, to powiem wam, że Orełcio nawet koło tego pieska nie stał.

Czemuż to, spytacie? Ano temu:

EMOCJE

Oreo to piesek elektryczny, w którym emocje aż się kotłują. Nie powiem, że z nimi walczę, bo to by była walka z wiatrakami. Walka to złe słowo – staram się je po prostu ukulać w dobrym kierunku. Bo emocje nie zawsze są złe, staram się jedynie pomagać Oreowi nad nimi panować. Na przykład podczas zabaw we frisbee czy innych psich aktywności, ten elektryczny potencjał może być pięknie spożytkowany, wystarczy tylko że Oreo zapanuje nad tą gmatwaniną w jego mózgu i sercu i przekieruje ogromny strumień energii jaki powstał na zadanie. I już jest pięknie.

Ale emocje mogą być też niefajne, kiedy Oreo nakręca się bez sensu i nie widzi możliwości, by dać im ujścia w zdrowy sposób – cóż, nie pierwszy border z taką przypadłością.

A jak takie złe emocje się objawiają?

Na przykład pierdolnikiem umysłowym na widok innego pieska na smyczy. Jeśli piesek jest spokojny i chce się jeno przywitać, Oreo potrafi zachować się po dżentelmeńsku. Jeśli drugi piesek też jest nazbyt podekscytowany, mózg Orełcia się odłącza. A dodajcie do tego ekscytację z nowego miejsca, światełek, zapachów, dźwięków (pozdrawiam buldożka francuskiego, czyli oreowe nemesis, bawiące się gumową piszczałką, której dźwięk mi przeglancował mózg na drugą stronę – Oreł podobno ma zostać świętym za to, że to jako tako zniósł).

Efekt?

Emocjonalny borderzy kocioł. Może powinnam więc zostawić psiaka w domu i na spokojnie poobczajać samemu stoiska, pogadać z ludźmi, pomiziać inne pieski? To ogólnie nie byłaby taka zła decyzja. Serio – nie wszędzie warto zabierać psa i psie targi to duży stres dla niektórych futrzaków. Także i dla mojego.

Jednak z premedytacją postawiłam przed nim wyzwanie. Trudne i nie zawsze było elegancko i bez stresu. Oczywiście darowałabym sobie takie stresujące dla pieska podejście, gdyby Oreo przejawiał jakąś niebywałą agresję czy lęk. Ale z drugiej strony nie stawiając przed nim wyzwań, nie stawiając go w trudnych sytuacjach, nie nauczyłabym go ani siebie sobie z nimi radzić.

To pewnie trochę śmieszne dla niektórych, ale serio, wyjście na takie targi na godzinę z hakiem, to dla Oreo konieczność ciężkiej umysłowej pracy pod presją. Myślę, że to nie jedyny taki piesek.

Co staram się robić, by było ok?

1) Zmęczyć ciut psa przed targami. Tym razem postawiłam na frisbee i sztuczki. To taki pierwszy moment, kiedy Oreo może dać upust swojej energii. Ale z tym ostrożnie – to może psa bardziej nakręcić, a tego byśmy nie chcieli. Takie rzeczy jedynie na chillu.

2) Zaparkować kawałek od targów – ot, idealnie na leniwe 20 minut spacerku, by pies zrobił swoje, mógł ochłonąć po frisbee i oswoić się z miejskim życiem (tramwaje, rowery, ludzie, dźwięki wszelakie) i by przygotować jego mózg na targi.

3) Nigdy nie iść na takie imprezy w „godzinach szczytu”. Wpadamy albo na początku albo pod koniec, gdy tłumy są nieco mniejsze, a między stoiskami jest luźniej. Wyzwanie wyzwaniem, ale nie ma co szaleć.

4) Pycha serek. Parówki niestety zjadłam, ale pycha serek jest ok. Kiedy pies zaczynał nieznośnie emocjonalnie odpływać, stosowałam super serek i skupiałam psa na prostych sztuczkach. Zazwyczaj to pozwalało oderwać wzrok od innego pieska, który nie przypasował.

5) Uspokajać – mówię spokojnie, nie krzyczę, nie karcę psa, nie nakręcam go, przytulam zamiast ciągnąć za smycz, staram się nie okazywać, że i mnie cała sprawa ciut stresuje.

6) Dodać odrobinę zaufania i frajdy – z niektórymi pieskami zezwalałam Oreosowi na przywitane. Po prostu widziałam, kiedy było to ok, a kiedy mogło skończyć się awanturą. Pozwalałam też miziać i tulkać psa innym osobom, w miarę możliwości na dość spokojnych warunkach, bez nakręcania, bo Oreo KOCHA LUDZI. No taki typ. Niech ma coś z życia.

Na pewno takie wypady trzeba robić z głową i mieć świadomość tego, co czuje nasz pies i też na tyle ogarniać, by nie stresować innych uczestników imprezy. Czyli szczypta emaptii na torcie z psiej imprezy.

A jak jest z Wami? Zabieracie psa na takie party hard, czy jednak psi shopping wolicie robić w trybie single player?

ŁapaTarg #GoodBoy #DzielnyOreł


 

Related Posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *