Nie lubię psiarzy
Czy wszyscy jesteśmy rodziną psiarzy?
Hell no!
Kiedyś, dawno temu, za siedmioma górami i siedmioma morzami, była sobie Marta, która myślała, że wszystkich psiarzy coś łączy. Gdy na imprezie spotykałam psiarza, z automatu zakładałam, że chociaż jeden temat mamy wspólny i połączy nas miłość do czterech łap i od teraz to już tylko pozostaje wysyłać sobie co roku kartkę na święta.
Oh, my sweet summer child.
Psiarz psiarzowi psiarzem
Nie lubię psiarzy. Gdy widzę jakiegoś z daleka, zastanawiam się czy to kolejny typ lub typiara, którzy nie ogarniają swojego psa i czy znów czeka mnie to znane tango z „proszę zapiąć pieska”, a piesek pyk, wybrał wolność i podbieganie do moich.
Bo wiecie, łatwo lubić psiarzy, siedząc w swojej banieczce świadomego psiarstwa, które czyta, edukuje się i chce dla tego swojego kudłacza jak najlepiej, biorąc pod uwagę psie potrzeby. Łatwo mi chichotać w dm z obserwatorami i obserwowanymi, bo wszyscy bawimy się na brokatowym przyjęciu tuż pod tęczą i potakujemy sobie, trykając się filiżankami z rumiankiem. Och tak, możemy wszyscy nosić koszulki z napisami „dog mom / dad / person” i zbijać piątkę.
Ale czy pozdrowiłabym czułym uściskiem faceta, któremu ostatnio uciekł nieodwoływalny doberman, a tak się składało, że byłam z 6-miesięcznym bobo w nosidle i moimi psami na smyczy? Czy w momencie, gdy robiłam uniki, by pies ani nie dorwał moich psów, ani nie skoczył na mnie, a opiekun miał to w pompie (tak było, serio), to myślałam, że ucałowałabym to czoło bezmyślne? Czy łzy, które się pojawiły, były łzami szczęścia, czy bezsilności i strachu, bo na tłum ludzi, tylko jedna osoba usiłowała mi pomóc? Zaskoczę was: nie.
Nie jestem dobrą samarytanką, życzyłam temu człowiekowi upadku na truchło jeża, a i na psa złorzeczyłam. I nie jest mi wstyd – myślałam podłe myśli, ale to był mój strach i stres wobec totalnego mamtowdupizmu i braku elementarnej odpowiedzialności.
I takich przypadków, kiedy się stresuję, kiedy po kolejnych nieprzyjemnościach moje serce szarżuje, a ręce się trzęsą, były dziesiątki. Zostałam zwyzywana kiedyś, będąc w 9 miesiącu ciąży, że zawołałam psy i zapięłam na smycz, zamiast spuścić je by pobawiły się z psem jakiegoś obcego faceta. Serio, po prostu z uśmiechem zawołałam do siebie psy. Facet był tak agresywny, że kupiłam po całym zajściu gaz.
W czym problem?
Więc tak: nie lubię psiarzy. Bo psiarzem teraz jest chyba niemal każdy – jakoś tak się wbiło, że obraz idealnej rodzinki to dzieci i piesek, więc w tym kotle psiarstwa są fantastyczni ludzie, którzy mnie inspirują, z którymi zbijałabym żółwika jak szalona i tacy, którym wyrwałabym psa, trzepnęła przez łeb, zaserwowała mukę i powiedziała, że dla nich to jeno pluszowy szczur z Ikei. Znacie takich ludzi. Też spotykacie ich na spacerach. I jeszcze niedawno pisałam o kulturze i empatii w psim świecie, a teraz śmiało, z wypiętą piersią, piszę w sieci, że fuck you, psiarzu?
Ano tak, ale wysłuchajcie mnie, zanim przybijecie mi pieczątkę najmniej konsekwentnej mątwy.
Gdyby ci psiarze, zwani od teraz Posiadaczami Psów, w skrócie PP, kierowali się właśnie empatią, kulturą, myśleniem o innych psach i ich opiekunach, to ten tekst by nie powstał. Ale niestety, coraz więcej osób ma psy, posiadanie pieska stało się modne i fajne, ale nie zawsze idzie za tym wiedza, świadomość i chęć do jakiejkolwiek nauki. Tak więc oto kilka moich triggerów i bolączek z psiego świata, które sprawiają, że psie grupy na fejsie to dla mnie większy rak niż przaśne zabawy weselne.

On nie ugryzie, on chce się tylko przywitać
Na początek wejdźmy do tej rzeki (czy też wezbranego szamba) nieodwoływalnych podbiegaczy. Jestem na etapie, w którym poziom pozytywnych uczuć do podbiegającego do mnie psa jest absolutnie zerowy. Nie rozbawi mnie jego chęć zabawy, jego urocze uszka, zalotne oczy i wygibasy. Mam ochotę natychmiast go przepędzić, bo wiem, że to po prostu kompletnie nieułożony pies, spuszczony przez kogoś o ogarze wacika, który psa ani nie odwoła, ani go nie złapie.
W większości przypadków najlepiej jest po prostu dać kredyt zaufania Oreosowi, który jako całkiem łebski pies, powie zazwyczaj takiemu delikwentowi „miło cię poznać, a teraz proszę wypi*^%@”. Co ważne, pies nie musi być agresywny, by takie podbieganie było nie fair. Bo przypominam, że mój pies może być w trakcie szkolenia, przepracowywania czegoś, rehabilitacji, może być chory, a mogę ja sobie po prostu tego kontaktu nie życzyć. Koniec kropka.
Wszelkie głupie tłumaczenia w stylu chęci socjalizacji (tego się tak nie robi), chęci przywitania i poszukiwania przyjaciół, można sobie wsadzić.
Ok, rozumiem, że czasem pies odwali, bo to jednak nie robot, a istota, której się czasem mogą poplątać synapsy. Więc gdy widzę skruchę, próby zabrania psa, słyszę „sorreczki” itp., a pies serio jest nieszkodliwy, to jedynie się uśmiecham, macham na to ręką i mówię „luzik arbuzik”. Tak było te dwa, może trzy razy. Bo serio, zdarza się to generalnie nigdy. Robię to bardziej dla własnej głowy, bo baaardzo mnie stresują takie sytuacje z podbiegaczami.
Zazwyczaj taki PP jeszcze mnie zruga za to, że stroję fochy i wymyślam (chociaż staram się być uprzejma), albo w ogóle się nie odezwie w próbach złapania psa. No jest to cyrk z rodem z Flipa i Flapa, absurdalne kino nieme. Brakuje tylko cyrkowej melodyjki.
Wyższy level to psiarze, którzy uważają chyba, że moje psy złośliwie są odwoływalne i posłuszne i że robię to, by się popisać, a w ogóle to ich pies nie przybiega na zawołanie, bo ma wszystkim znaną głuchotę pokastracyjną. True story, tak było, nie zmyślam.
Nagroda specjalna ostatnich tygodni leci do Pana z Wąsem, mistrza psiej komunikacji, który po tym jak zeszłam mu z drogi i ćwiczyła skupianie psów na mnie, stał kilka minut z psem, który generalnie przyjazny nie był, patrzył na mnie i po tym jak moi chłopcy nie zdzierżyli i obszczekali natręta (nie dziwię im się – sama miałam ochotę warknąć), zapytał czy spuszczę pieski, bo widać, że moje to by się pobawiły. Hold your horses, Bogdan.
Chcę, by to było jasne: podbiegacz nigdy nie jest ok. Jeśli nie ma zgody drugiej strony, lepa ci za to, że twój pies do kogoś podbiegnie. Nawet nie wiesz ile z pozoru niewinna sytuacja może narobić szkód.

Na czołowe – where mijanie po łuku?
Już od kilku lat nie mieszkam w centrum, więc magia wąskich chodników mnie omija, ale zawsze mnie zastanawiają psiarze, prący ze swoimi psami na czołowe ze mną – hej, jesteśmy na łące / polu / w lesie, nad jeziorem. Jest tu mnóstwo miejsca, nie musimy się przeciskać, to nie puszka sardynek ani tokijskie metro. I gdy ja staram się tłumaczyć moim jajecznym samcom, że spoko chłopcy, ktoś po prostu sobie obok przejdzie, to zazwyczaj Oreł patrzy na mnie, na psa i pyta niemo „serio Marta? Bo typ właśnie zapytał czy mam jakiś problem i krzyczy, że moja matka była suką”.
Mam czasem wręcz wrażenie, że w mojej okolicy jestem jedyną osobą, która słyszała o mijaniu po łuku i ćwiczy z psami trudną sztukę odpuszczania i wybierania mnie nad inne psy na spacerze.
Hitem ostatnio była babka, która musiała przejść przez hałdy błota i wertepy, by iść na wprost nas, bo jej fafik musiał napić się metr od moich psów, mimo, że plaża nad jeziorem miała spokojnie paręnaście metrów i wodopój znalazłby się i kilka kroków dalej. Po czym oczywiście stała i jej pies gapił się na moje kilka długich, krępujących minut, a ona go błagała, że hej Kropek, pieski nie chcą się z tobą witać, chodź proszę. Kropek jednak miał to akurat w pompie, a że był sporym buldogiem i charczał i sarkał, to Oreł mrugał jak opętany, wysyłając mi „send help” alfabetem morsa.
Tak, że uwaga, pro tip: można się mijać po łuku, zejść ze ścieżki, zmienić czasem kierunek spaceru, bo parcie na czołowe to nie jest zawsze najlepszy wybór z wachlarza psiej komunikacji.

Flexi – czy to pomysł samego szatana?
Ja wiem: flexi da się używać z głową i to nie pistolet ni nóż są winni zabójstwa. No dobra cwaniaki – to gdzie ci ludzie, co potrafią w smycz flexi, bo u mnie na osiedlu to wszyscy jeszcze przed pierwszym czytaniem instrukcji. Zazwyczaj na obraz Flexi Lovera składa się taki obrazek – człowiek zapatrzony w komórkę i pies lewitujący 4 metry od niego, zajmujący cały chodnik (czy zamierzają bawić się w podkaszanie bąbelków spieszących się do szkoły?).
Wersja druga, to pies ciągnięty na flexi, z posiadaczem zagapionym w telefon i nie zauważającym, że pies to może jest na spacerze, ale łapki ma w górze i właśnie sierścią wyszorował chodnik. Kategoria specjalna, to psy 40kg wzwyż na flexi cieniutkiej jak moje brwi w 2005 roku. To się nie uda.
Moim faworytem w tej kategorii był ofkorz a la goldenek, który chciał się przywitać ze mną i moimi pieskami. To znaczy ja piszę tu, że to był golden, ale to był taki golden, któremu się jednak przesunęła skala, taki GR x 1,2 – generalnie, jakby moje oba pieski skleić razem, to by nie starczyło. No i miło, że piesek chciał się witać, ale był na flexi, dzieliła nas ulica, moje pieski były w bagażniku, a ja dwa dni przed porodem.
I no cóż, flexi nie pomogła utrzymać pieska, właścicielka została przeciągnięta do mnie przez ulicę, nie sposób było psa odsunąć ode mnie (przypominam: ciąża tak zaawansowana, że już miałam na sobie szpitalne kapcie) i ostatecznie to ja z wku…rzeniem chwyciłam tego psiego jełopa za obrożę i odciągnęłam od mojego auta. No prałabym i opiekuna i tego psa tępym bananem po czołach, przysięgam. A przecież szerokie przepinane smycze mają takie piękne wzorki i kolorki, może by tak więc…

Top of the top piesków dla rodzinki z dziećmi: border
Jeśli myśleliście, że podbiegacze to jest wzburzone szambo to rzucam wam mój trigger instant: popularność borderków, które stały się nowymi goldenami i labkami. Jeszcze niedawno sądziłam, że ok: są różne rasy, może nie złapię nici porozumienia z każdym psiarzem, bo nie do końca czuję część psów myśliwskich, wiele terierów to nie moja bajka, maltańczyki niekoniecznie mnie przekonują, ale no jak widzę bordera to wiadomix, że zaraz sobie wypleciemy bransoletki wiecznej przyjaźni, już możemy chwytać za mulinę.
To dawne dzieje, teraz każdy, kto nie ma pomysłu na psa, bierze bordera, bo mądre i piękne i wierne i och i ich bąbelek lat 4 marzy o aktywnym piesku. Generalnie siadajcie, pała. U mnie na osiedlu zatrzęsienie borderów i połowa tych covidowych piesków rzuca się na auta jak ja na gofry, a w ich głowach gra na pełen regulator „bania u Cygana”. I tu może przesadzam, ale zawsze w mojej głowie mryga pytanie: na cholerę wam te bordery? Mało to ras?
Nawet nie chce mi się pisać o tym, że ludzie szukając bordera i niby przygotowując się do niego i znając specyfikę rasy potrafią nie wiedzieć czym jest work, vers i show. Że nie mają pojęcia o fiksacjach, padaczce i innych borderzych chorobach i psiej komunikacji. Że w sumie to szukają psa do długich spacerów. „Nie chcę jeździć na wystawy ani uprawiać sportów – szukam pieska do kochania”. No tak, wszak sportowcy ani miłośnicy wystaw psów nie kochają, a borderowi wystarczy dać gorące uczucie i tym się zaspokaja jego potrzebę pracy. Generalnie to temat na dwugodzinny podcast z czego połowa to słowa niecenzuralne.
Po prostu przykro mi się patrzy na bordery, coraz bardziej obdzierane ze swoich cech i zmieniane w pluszaki, a także te brane bezrefleksyjnie i z bałaganem w głowie. A tyle jest wspaniałych ras, niekoniecznie zawsze trzeba stawiać na merle bordera z heterochromią.

Mądre, wierne i lojalne.
Ta borderza rozkmina prowadzi mnie do kolejnej, może niepopularnej opinii – gdy słyszę że pies ma w sobie pierwotną mądrość, że jest wypełniony miłością, wierny i lojalny, to już wiem, że mam do czynienia z narracją od której tak wywracam gałami, że je sobie w końcu kiedyś zwichnę. Oczywiście ja kocham swoje psy. Sama myśl o tym, że kiedyś ich zabraknie zamienia mi serce w beton, a to uczucie gdy się pławimy w czułościach jest jak polewa z gorącego karmelu na serce.
Ale jest typ ludzi, którzy piszą o wierności, lojalności, ogromnej mądrości itp. i w tym wszystkim zamiast faktycznego zachwytu nad psimi cechami, widzę jedynie stawianie psów na jakimś dziwnym piedestale z posypki z totalnego uczłowieczania.
Tak, z psem można stworzyć niesamowitą więź. A nawet powinno się :P! Ale co to znaczy, że pies jest mądry? Szybko uczy się sztuczek? Nigdy nie niszczy? A lojalność? Czy jak Churros kocha Jagnę, bo rok temu dała mu pstrąga, to to jest naruszenie psiego kodeksu? Mam wrażenie, że za rzadko nazywamy pewne psie cechy po imieniu i zapominamy, że psy są psami.
Często słyszę te określenia w stosunku do schroniskowych znajd ale i borderów właśnie: najmądrzejsze, najwierniejsze. I zastanawiam jak się ta wierność i mądrość objawia. To taki mój podły chochlik z tyłu głowy – chciałam go eksmitować, ale nigdy nie otwiera mi drzwi, gdy wypraszam. Moje psy są sprytne, bystre, zabawne, łakome, niecierpliwe, frywolne, czułe i… psie. Myślę, że często dziś zapominamy o tym ostatnim: pies jest psem (nagroda dla Pałolo Koelo miesiąca już do mnie leci).

Nie kupuj, adoptuj
Tu będzie krótko – dziwię się, ze jeszcze dziś mówimy o tym, że adopcja jest lepsza od zakupu. Edukujmy ludzi, by psa brali zawsze świadomie i z głową: tak z adopcji, jak i z hodowli. Promujmy takie opcje, które mają na uwadze dobrostan zwierząt, promujmy legalne rozmnażanie zwierząt, sterylizację i kastrację oraz chipowanie i piętnujmy porzucanie, psudohodowle. Bo problem przepełnionych schronisk i porzucanych zwierząt nie wynika z istnienia hodowli, ale z bezmyślnego mnożenia zwierząt, z przekonania, że suka raz musi mieć szczeniaki, z braku konsekwencji za porzucenie zwierzęcia.
I szacun każdemu, który w swych działaniach ma właśnie na uwadze dobrobyt zwierząt: adoptuje z głową, kupuje z dobrych hodowli, pracuje nad problemami, etc. I wkurza mnie, ze zawsze znajdzie się ktoś, kto na widok rasowego szczeniaka skomentuje „piękny pies, szkoda tylko, że miłość do zwierząt podyktowana modą i że nie uratował*ś jakiejś biedy ze schroniska”.
Adopcje są super, ale pozwólmy ludziom samemu decydować i tak jak wspomniałam – promujmy te dobre, pozytywne zachowania i uderzajmy w sedno problemu, a nie w dobre hodowle. Adopcja, to też opcja o wiele bardziej mi leży, niż nie kupuj, adoptuj.
Przy okazji, bo ostatnio mi jechano, że wspieram pseuduszków – nie, Churrosik nie jest z pseudo, ale z fantastycznych czeskich linii od fantastycznej hodowczyni.

Otyłe pieski
W sierpniu byłam na remontowym zesłaniu nad Zalewem Koronowskim i grałam w grę – za każdym razem jak zobaczę szczupłego labka / goldenka, walę szota. Long story short: zostałam abstynentką. Dobra, ja wiem, że Oreł ma z pół kilo do zrzucenia odkąd nie trenujemy frisbee i mniej było biegania i pływania, ale przysięgam: działam z tym! Zaskakuje mnie jak wiele psów należących do młodych, zadbanych osób jest zwyczajnie otyłych – tu nie chodzi o pół kilo w lewo czy prawo. Są oczywiście podłe choróbska, podła tarczyca itp., ale serio zastanawia mnie czemu ludzie tak lekko podchodzą do naprawdę sporej nadwagi swoich podopiecznych.
To tylko część rzeczy, które sprawiają, że nie z każdym psiarzem pójdę na aperola i belgijskie frytki.
Pan Maruda?
Ale żeby nie było, że jestem Panem Marudą przy którym znikają dziecięce uśmiechy i w mym sercu gra tylko marsz pogrzebowy, to zakończę pozytywnie. Super, że bycie psiarzem to taki kalejdoskop. Są fani mikro piesków i ludzie, którzy mogliby dojeżdżać na sowich dogach do pracy. Miłośnicy piesków puchatych i krótkiego kłaka. Uszu stojących i falujących. Chudełków, długełków, wyżłów, niżłów. To jest bardzo fantastyczna i miła zbieranina i każdy znajdzie w niej coś dla siebie.
I to, że ja na przykład nie mogłabym mieć w domu pierwotniaka, tylko sobie wzdycham do tej kuli sierści jaką jest samojed, nie znaczy, że dla kogoś nie może być to pies życia. Tu możecie podłożyć dowolną inną rasę, która mi nie gra, a dla was jest naj.
I to, co naprawdę powinno dzielić psiarzy, to właśnie pluszowe dyskusje o tym, który piesek jest naj (mój) i który słodziej wyszedł na fotce: ten, co zjada serek porwany z talerza czy ten, co mu się fafle zawinęły kokieteryjnie.
Nie powinien nas dzielić brak kultury, empatii i poszanowania innych ludzi i zwierząt wokół, więc podsumujmy: kciukacze za to, by świadomych, pluszowych psiarzy było znacznie więcej, niż tych stereotypowych i by życie z psem, było po prostu lepsze i odstreoswujące.



