Border collie i dziecko: DWULATEK EDYSZYN
Border i dzieci, dzieci i border – temat rzeka, budzący wśród pasjonatów rasy emocje jak wulkan gorące.
Po tekście o Covidowym horrorze z dzieckiem i psem, ludzie pisali do mnie, że co za bzdury ja piszę, bo ich pies to kocha dzieci bardziej niż kiełbasę (więc mój pies z pewnością też taki jest) oraz, że zmyślam niemiłosiernie, bo border to wspaniały towarzysz dziecięcych harców.
Z pewnością emocje po tamtym wpisie już opadły, sztorm wielu uczuć, jaki wywołał mój coming out zapewne już zamienił się gładką taflę spokoju, mogę więc śmiało rzucić tu na pożarcie kolejny tekst o dzieciątku i borderze: DWULATEK EDYSZYN.
Spodziewać bym się mogła, że będzie łatwiej, milej, lepiej. Niestety, moje dziecko nie jest pluszową istotą i mimo tego, że potrafi przyprawić mnie o cukrzycę, to jestem zdania, że ten czas między rokiem, a zdmuchnięciem dwóch świeczek na torcie był jeszcze gorszy! W porównaniu z tym, wyzwania urlopu macierzyńskiego to pikuś. Why? No dobra, to lecimy z tym koksem!

(te oczy, co wołają z ogromnej bezsilności i niemego żalu – „co on nadal tutaj robi?!”)
PO CO W OGÓLE O TYM PISZĘ?
Ano dlatego, że rosnąca popularność rasy zwyczajnie mnie przeraża. Szczególnie, że coraz częściej border collie poszukiwany jest jako miły piesek do domu z dziećmi. Pół biedy rzecz jasna, jeśli świadomy rasy człek jest dzieciaty, ale psa szuka z głową i dla siebie. Problem zaczyna się, gdy ktoś szuka pieska dla dzieci i traktuje bordera jako alternatywę golden retrievera, nieustannie plasującego się w top 3 listach pieseczków dla dzieci. Brrr.

Po pierwsze: uważam, że określenie pies dla dziecka (nieważne: border, golden, maltańczyk czy chihuahua) jest niefortunne i powinniśmy mówić o psie do domu z dzieckiem. W końcu to rodzic odpowiada za psa prawnie, łoży na utrzymanie pupila i moim zdaniem powinien odpowiadać za szkolenie i dobrobyt zwierzaka. Oczywiście, jeśli mówimy o nastolatkach w domu, sytuacja się zmienia – bo pies może być super towarzyszem dla dziecka, ale wyraźnie widać różnicę w tych relacjach pies-dziecko, jeśli mówimy o 5-latku i 15-latku.
Po drugie: kompletnie niedopuszczalna jest dla mnie sytuacja, gdy rodzic zgodnie z zasadą „wszystko, co najlepsze dla mego bombelka” kupuje 7-latkowi psa rasy pracującej, bo urocze reklamy z borderkami weszły za mocno.
Dlatego dla porządku jeszcze raz chcę napisać, dlaczego uważam, że jest mnóstwo ras o wiele lepiej nadających się do życia z dziećmi, szczególnie tymi młodszymi.

Codzienność nie jest tak cukierkowa.
5 ARGUMENTÓW PRZECIWKO DUETOM BORDER I BOMBELEK
1) POPULARNOŚĆ BORDER COLLIE
Czemu to jeden z podpunktów? Bo obserwuję psucie rasy. Krycia na kolor, krycia psów niezbyt zrównoważonych, krycia psów bez badań, rozkwit pseudohodowli. Znalezienie teraz fajnego miotu: stabilnego, bez fiksacji, zdrowego, etc. to dla osoby zielonej w rasie wyzwanie. Ja znam fajnych hodowców, fajne psy itp. i gdybym miała szukać dziś dla siebie bordera, musiałabym wziąć solidną dawkę leków na uspokojenie i zażyć kąpieli w melisie. Serio.
Podziwiam ludzi, którzy w ciemno kupują psa, u którego wychodzi później mnóstwo problemów, chorób itp. – widziałam już cwaniaków chwalących się jak obeszli system i za pieska zapłacili 3 tysiące, a nie 5, bo kupili z pseudo. Jeśli chcesz zaoszczędzić, kup pluszaka i nie wspieraj pseudo. A dla dziecka lepiej poszukać psa, który będzie mniej popularny, ale stanowczo milszy rodzinnemu życiu.
2) RASA PRACUJĄCA
Tak, tak, wiem, że border collie to wielki wór różnorodnych linii, predyspozycji i charakterów. Zgadza się: rasa jest zróżnicowana i są linie mniej pobudliwe, ALE nadal pochodzenie rasy jest jednoznaczne. To oznacza, że nawet egzemplarz z misiowatej linii show może zaprezentować sporo fiksacji i niepożądanych zachowań, takich jak podgryzanie i zaganianie dzieci, gonienie aut, motocykli, hulajnóg, etc.
Jeśli pies ma być tylko towarzyszem niedzielnego spaceru, to nie widzę w tej roli bordera (oraz wielu innych ras). Zwyczajnie – border ma potrzebę pracy, która ignorowana stanie się przekleństwem. To też oznacza specyficzne cechy, które przy pracy z owcami są świetne (wrażliwość na przewodnika czy dźwięki, skupianie na szybko poruszających się obiektach), ale przy szarej codzienności mogą być nie lada wyzwaniem i wymagają mądrego prowadzenia.

3) ZAANGAŻOWANIE
Możliwe, że zdarzają się bezobsługowe bordery, ale nie ma co zakładać, że i przeciętnemu Kowalskiemu, którego zauroczył borderzy wyraz twarzy, trafi się egzemplarz w wersji ultra sissy mode. Bordery to ten rodzaj psa, któremu trzeba poświęcić sporo czasu, konsekwencji, włożonej pracy i zaangażowania*.
Niekoniecznie te cechy kojarzą mi się z sześciolatkiem. Baaa, nawet nastolatek może szybko stracić zapał – radzę więc krytycznie spojrzeć na swoje dziecko, zdjąć okulary rodzicielskiej miłości i zadać sobie pytanie: czy faktycznie moje dziecko będzie w ogóle pracować z psem i czy podoła rasie, z którą wielu dorosłych sobie nie radzi?
4) PRZYJAŹŃ PO GRÓB? A MOZE GROBOWA ATMOSFERA?
Opowieści o wielkiej miłości dziecka i bordera są nierzadko szyte grubymi nićmi. Niezdarne ruchy, dziwne reakcje, przytłaczająca ilość dźwięków i góra hałasujących, nakręcających psa zabawek, to złe połączenie przy psie pracującym. Jeśli border collie nie jest TWOIM marzeniem, tylko zachcianką pięciolatka, poważnie przemyślałabym wybór rasy.
Nie zliczę postów na grupach, gdy ktoś wrzucał fotki psa i dziecka opatrzone komentarzami w stylu „BFF Forever”, „Miłość w rozkwicie”, a ja i inne osoby znające język ciała psa, widziały jedynie zestresowane zwierzę, które znosi niedogodności, by ucieszyć opiekuna. Możecie się upierać, że oblizywanie się, dyszenie, kładzenie uszu, etc. to oznaka miłości, ale jest to myślenie życzeniowe i nie zmieni rzeczywistości.

A czasem obie opcje przeplatają się jak w warkoczach Pippi Pończoszanki.
5) EMOCJE
Bordery to psy bardzo wrażliwe na nastroje opiekuna. Psy, które nerwy i stres człowieka potrafią brać bardzo do siebie i przeżywać. Jeśli w twoim domu emocje pędzą w górę i w dół jak rollercoaster, a rozgardiasz to stały bywalec, musisz mieć z tyłu głowy, że dla psa będzie to bardzo trudna sytuacja. Będziesz w stanie zapewnić mu odpowiedni reset mózgowy, wsparcie i sprzyjające warunki do odpoczynku nie tylko fizycznego, ale i psychicznego? Tylko szczere odpowiedzi.

CASE STUDY: OREŁ I MIKROB
Okej, to jaki jest MÓJ PIES?
Oreł jest bardzo grzecznym pieskiem, królem good boyów, który robi wszystko, by mnie uszczęśliwić. Jednak jest to typowy borderzy chłopak: pełen emocji, wrażliwy, typ psa elektrycznego, który w ułamku sekundy jest gotowy do działania ze mną i co więcej: tego działania potrzebuje. Na szczęście i dla mnie jest to źródło radości, relaksu i satysfakcji. Gdy pies pracuje, ja odpoczywam – to dla mnie prawdziwy balsam na mózg. Śmiem twierdzić, że nie każdy udręczony bombelkami rodzic, będzie z taką radością witać psie obowiązki.
Szczerze? Było nam całkiem miło razem, dopóki nie pojawił się mikrob. Jeśli po kilku latach wspólnego życia miałam wrażenie wypracowanych spraw, ogarniętych problemów i pewnego luzu wobec psich słabych punktów, to dziecko było się niczym gigantyczna kula, rozbijająca mój mur spokoju.
W tej chwili mam wrażenie, że ogarniam. Ogarniam dziecko i psa, jest całkiem w porządku, ale że ten mój pałac ogaru zbudowany jest ze szkła cienkiego jak wąsy komara podczas tsunami. O stabilności mogę zapomnieć.
Co takiego robi dziecko między tym 12, a 24 miesiącem, co dołożyło mi siwych włosów i zmarszczek?

DWULATEK: WYZWANIE DLA PSA
TUP TUP TUP, CZYLI NAUKA CHODZENIA
Oczywiście każde dziecko jest inne, ale mikrob zaczął sprawnie chodzić jakiś czas po ukończeniu roku. Jego mobilność jest jednocześnie imponująca i iście ślimacza. Gdy puścimy go luzem na spacerze, by biegał jak ten mustang z dzikiej doliny, tupta jak skazaniec, zatrzymując się co każde 12 cm, by poinformować nas, że widzi kamyczek lub gałązkę. Spacery ciągną się w nieskończoność, co dla mnie, osoby raczej dziarsko kroczącej, jest nudne, choć bardzo urocze.
Z drugiej strony mikrob jest w stanie wspiąć się na krzesło, przebiec po stole, wdrapać się na fotel i przejść po oparciu kanapy jak spiderman-ninja. To oznacza sięganie po najróżniejsze elementy, które wykorzystuje w zabawie z psem. Rzucanie Orełowi orzeszków, ścierek, balonów, dekoracji i potem czołganie się jak najlepszy komandos pod kanapą, by zdobyć zagubioną piłkę, to norma. Czasem siedzę, patrzę na to i wiem, że jeszcze chwila i dostanę swój własny biały kaftan.
WŁASNE ZDANIE
Mogę mówić 30 razy dziennie: nie wjeżdżaj w psa autkiem, głaszcz go delikatnie, nie karm go swoim musem jabłkowym, rób to, a nie tamto – mikrob ma własne zdanie w temacie. To po prostu wieczna czujność czy jeden drugiemu nie robi przykrości czy krzywdy.
Zdarza się, że pies przewróci dziecko, zdarza się, że pies oberwie z zabawki – niestety, podobno klatkowanie dzieci jest źle postrzegane, więc nie uniknie się tarć w tej relacji. Szczególnie z mikrobem, który umie krzyknąć „nie”, a do tego piesek jest jego ulubionym kompanem do świrowania. „Hau” było zresztą jednym z 3 pierwszych słów jakie mój syn opanował, więc widać, że ta psia obecność w domu jest bardzo dla niego istotna.
Mimo wykazywanej cierpliwości, dwulatek nie jest jeszcze super racjonalną istotą i moje wspaniale uargumentowane wywody nie zawsze trafiają do dziecięcego serca. Ogarnięcie wizji mikroba względem jego przyjaźni z psem, to praca na pełen etat.

NAKRĘCANIE
Obecność dziecka nakręca psa – im potomek starszy, tym nakręcanie przybiera na sile. Nowe zabawki, to nowe dźwięki i ruch, które uaktywniają mojego psa. Nie mogę zabrać dziecku wszystkich zabawek, nie mogę zamknąć psa na stałe w klatce, nie mogę tego uniknąć: dziecko będzie zapalnikiem Orełowej ekscytacji.
Mikrob kocha samochody, a do tego kocha je puszczać w stronę psa i czekać, aż ten mu je przyniesie. Zabawa jest totalnie urocza, chyba, że tak jak ja, widzisz tylko zbędną aktywność nakręcającą psa. Dla mnie oznacza to ciągłą szarpaninę między „okej, nie popadajmy w obsesję”, a „mój pies zaraz straci kontakt ze światem”. Ostatnio pojawiła się też zabawa w berka. Mały człowiek podchodzi do psa, mało delikatnie go klepie i ucieka. To zabawa ze żłobka, ale pies jej nie pojmuje. Szczególnie jeśli mikrob go pacnie, gdy ten śpi.
Prawda jest jednak taka, że generalnie oboje uwielbiają wspólne zabawy, a ja muszę być jak ten pan maruda, niszczyciel imprez, pogromca uśmiechów dziecięcych, który mówi „DOŚĆ”. Staram się to wygładzać na krawędziach, angażować psa inaczej, uczyć psa odpoczywania przy dziecku, ale to nie jest coś, co się samo rozwiąże czy zrobi. Nad tym trzeba działać w pocie czoła.

PRZESZKADZAJKA
Idę do ogrodu porzucać frisbee: mikrob kradnie mi dyski i robi konkurencyjne rzuty. Staram się zrobić psu wieczorny fitness: mikrob dołącza do nas i przerywa jak może. Znalezienie czasu i to takiego, gdy mogę spokojnie skupić się na psie, wiedząc, że dziecko nam nie przerwie, to sprawa niełatwa.
Na szczęście coraz częściej jestem w stanie dotrzeć do Pana Dwulatka, ale nie wyobrażam sobie ogarniania od nowa psa takiego jak Oreos przy malutkim dziecku i codziennie dziękuję opatrzności, że mój futrzak ma już 5 lat i stabilny dorosły mózg (no, powiedzmy). W temacie czasu: border i dziecko potrzebują go szczególnie dużo – czy jako rodzic będziesz w stanie dzielić ten czas w rozsądny sposób?

A WIĘC CO? HORROR? NIEEE. NIE ZAWSZE.
Czy przygoda z borderem i dzieckiem oznacza, że zwiedziłam już każdy zakątek piekła, a z Szatanem jestem na „Ty”? Nie. Są miłe chwile, rozczulające momenty, słodkie wspomnienia. Gdybym się uparła, moje social media mogłyby być pełne cukierkowych zdjęć, relacji i deszczu słodkopierdzących treści, ale byłaby to totalna manipulacja rzeczywistości. Co jakiś czas zobaczycie u mnie bardzo ciepłe materiały, ale nie brakuje i takich, gdzie pokazuję szarą rzeczywistość.
W tej chwili Oreo nadal nie traktuje mikroba jak pełnoprawnego człowieka. Przyniesie mu zabawkę, z przyjemnością będzie z nim świrował, zniesie dzielnie głupie zachowania dziecka i zaśnie obok niego na kanapie, ale nie jest to relacja jak z reklam. Oreo potrzebuje mnie: mądrego przewodnika i opiekuna, który zareaguje w odpowiednim momencie, wyznaczy granicę lub… odeśle psa do klatki na mózgowy reset. To oznacza czasami trudne decyzje, kompromisy, które nie do końca mi odpowiadają, ale wiem, że są tą lepszą i zdrowszą opcją.

Przykład? Często muszę separować psa i zabraniam mu wchodzenia do pokoju dziecka. Oreł ma tam wstęp pod moim okiem, gdy nie robię nic wielkiego, jednak gdy mikrob zechce bawić się w piłeczkowym basenie czy puszczać autka po torze, muszę wyprosić Oreosa, zamknąć drzwi i spędzić ten czas wyłącznie z dzieckiem – dla mózgu mojego psa te zabawy to byłoby po prostu zbyt wiele.
Oczywiście, są opiekunowie (lub też posiadacze psa), którzy w wiecznym nakręcaniu bordera przez dziecka widzą tylko niewinne figle, nie dostrzegają oznak stresu u zwierzaka i opowiadają historie o wrodzonej mądrości i wierności borderów. Ja wolę jednak wrażliwe podejście do swojej relacji z psem: jest on zwyczajnie w świecie bardzo ważną częścią mojego życia.
Rzadko wspominam też o sobie jako matce – po prostu taka już jestem, że intymne sprawy trzymam dla siebie, ale przygoda z macierzyństwem to dla mnie wiele zaskoczeń, uczenia się pewnych rzeczy na nowo i morze czułości. Cieszę się, że jestem mamą. I ważne jest, by łączyć to bycie matką i psiarą w jak najlepszy dla mnie i moich bliskich sposób. Nie ściemniam: nie jest to łatwe, ale się da, tylko z odpowiednimi priorytetami i motywacją.
Dlatego, jeśli szukasz bordera dla swojego kilkuletniego bombelka, zrób krok w tył i przemyśl: czy serio chcesz tego psa, czy kierujesz się chwilowym impulsem i szkodliwą modą na rasę? I czy będziecie razem szczęśliwi? Dorośli, dzieci i pies.

*Miałam owczarki niemieckie i azjatę – tamte psy to bezobsługowy pikuś w porównaniu z Oreosem. Z borderem mam wrażenie, że uczę się psów od nowa.
#BorderIDziecko #BombelekIPies
7 thoughts on “Border collie i dziecko: DWULATEK EDYSZYN”
Comments are closed.
dwapsy_i_blok
Świetny wpis pokazujący prawdziwe życie z psem a nie „słodko pierdzące” fotki piesków z dziećmi. Tak bardzo brakuje prawdy w tym psim świecie i bardzo się cieszę, że trafiłam na Twój blog, profil na insta, bo dzięki temu nie czuję się gorsza bo wiem, że każdy może mieć problem z psem, nie tylko ja. Nie muszę się dołować, być na siebie zła, bo wszędzie w koło pół roczne Borderki to wszystko umieją, a mój tak średnio 🙁 Dlatego staram się oglądać osoby, które nie boją się pokazać tych trudnych chwil, mówić o tym co się nie udało. To naprawdę pomaga w normalnym życiu 🙂 ♥ Dziękuję, że nie boisz się mówić prawdy, że są problemy. Dziękuję, że jesteś, że nieświadomie bardzo podnosisz na duchu ♥
admin
Myślę, że większość psiarzy zmaga się z czymś – to mogą być drobiazgi i standardy, jak ładne chodzenie na smyczy, chwilowy spadek motywacji psa czy poważniejsze, jak lęk separacyjny, to, ze nie zawsze tylko pozytywne metody działają, etc. Pluszowa wizja jest miła, ale nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, a za każdym fajnie ogarniętym psem, stoi człowiek i wiele godizn pracy 🙂 Będzie dobrze!
Dominika
Nie mam psa rasy pracującej. Ale mam drugiego psa rasy myśliwskiej. Pierwsza adopcja była totalnie nieświadoma, ale kiedy rzeczywistość mnie dopadła, robiłam wszystko żeby stanąć na wysokości zadania. Drugi pies byl świadomym wyborem. Pomimo różnych trudności – z każdym psem innych – kocham i uwielbiam. Ale gdy ktoś pyta mnie czy polecam rase zawsze mowie: NIE 🙂 i wymieniam argumenty przeciw danej rasie. Ten kto mnie zna i wie, że kocham Mańkę miłością ogromna jest w szoku, że nie namawiam do kupna. Wiem, że nic nie przychodzi od tak i nie jest to pies tylko do towarzystwa, bo musi mieć spełnione swoje potrzeby żeby być fajnym psem.
Niestety, opinia ze dzieci lepiej wychowują się z psami jest powszechna, szkoda ze mało kto mysli o psach. Większość osób zakłada, że one po prostu muszą to znosić z miłości. Labradory, retrievery – hurtowe ilości psów do adopcji z łatką gryzących. One po prostu krzyczą, bo gdy mówiły nikt ich nie słyszał.
Ciesze się, że piszesz o tym jak jest ciężko, internet zalewa serduszkowa fala przy zdjęciach i filmikach dziecko i pies. Uważam że powinna powstać kampania spoleczna – słodki obrazek z pytaniem „co widzisz?”, a po chwili komentarz „a czy widzisz położone uszy, odwrócony wzrok? To znak, że pies nie jest tak szczęśliwy jak się Tobie zdaje”.
Trzymam kciuki za Waszą wspólną relacje i mam nadzieje, ze z każdym dniem bedzie coraz łatwiej 🙂
admin
Na szczęście coraz więcej jest świadomych psiarzy i super opiekunów, ale nadal mało się mówi o tej relacji pies-dziecko i tym, że zwyczajnie nie każdy pies musi dziecko lubić. Dzięki za podzielenie się swoją historią! 🙂
Jagoda
Super artykuł, taki prawdziwy. U mnie w domu border od 1.5 roku, 5cio i siedmiolatki, więc idzie zwariować, z dziecmi;)
Dopiero teraz wychodzimy na prostą psychicznie, robimy kursy i zaczęłam obedience.stawianie granic i konsekwencja-dla psa i dzieci! Jest to wspaniała przygoda,jednak nie polecam dla ludzi z małymi dziećmi,chyba że są gotowi na duuuze poświęcenie….
Israel night club
I was very happy to uncover this great site. I need to to thank you for your time for this particularly wonderful read!! I definitely loved every little bit of it and I have you book marked to see new information on your web site.
דירות דיסקרטיות ברחובות
Itís hard to find knowledgeable people on this subject, however, you sound like you know what youíre talking about! Thanks